poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 19 "Ave pacan"

Minął tydzień od ostatnich zdarzeń. Laura praktycznie nie wychodziła z domu. Jedynie z pokoju do łazienki i do kuchni po jogurt. Cały jej dzień polegał na płakaniu, wysyłanie mamy do sklepu po chusteczki, jedzenie jogurtu i... w zasadzie to tyle.

Ross natomiast nie mógł zrozumieć co on zrobił. Wmawiał jej, że jest z nim w ciąży po to, żeby została przy nim. Żeby nie wyjeżdżała. Dlaczego to zrobił? Sam nie wiedział.
Postanowił, że przejdzie się do niej. Wpuściła go jej mama.
-Tak mu przykro Ross... - powiedziała, gdy on już pokonywał pierwsze stopnie.
-Czemu...? - spytał zdziwiony.
-No wiesz... Utrata dziecka boli...
-A... Tak... Dzię... dziękuję. - powiedział smutnie i pobiegł szybko do Laury. Oglądała właśnie jakiś program o młodych matkach i... płakała.
-Misia... Nie płacz... - zwalił zużyte chusteczki i usiadł obok, tuląc ją do siebie.
-Jak mam nie płakać? Ross... Straciłam dziecko... - kolejne łzy spadł na jego rękę. Spojrzał w tamtą stronę i westchnął.
-Nie straciłaś...
-Cco..?
-Nie straciłaś tego dziecka.
-Ale... Lekarz powiedział... - zaczęła.
-Tego dziecka niego nie było. Kłamałem. Kłamałem i podrzuciłem ci test jakieś dziewczyny w ciąży...
-Co takiego?! Ross! Co ty sobie myślałeś?!
-Ja... Nie wiem... Chciałem cie mieć blisko i...
-I postanowiłes tak skłamać... -stwierdziła oschłym tonem.
-Wiem... Jestem idiotą.. Głupim dupkiem i...
-I wyjdź... - dokończyła za niego.
-Ale...
-Wynocha!
-Ale Laura...
-Nie! Nie chcę Cię znać! Z nami koniec! Nienawidzę cie! Wyjdź! - wypchała go za drzwi.

Jechał do domu. Próbował. W jego głowie  wciąż słyszał Laure. Nienawidzę cie! Wyjdź!
Bolało. Bolało jak diabli.
Ale już jest po wszystkim. Nie są już parą, więc co ma jeszcze zrobić.
-Ty się jeszcze pytasz?! - krzyczy Delly po rozmowie z bratem. - Ale z ciebie pacan. Jesteś królem pacanów w pacanowie, ale poddani mówią do ciebie... ave pacan!
Musisz ją odzyskać.
-Ale... Ona nie chce ze mną rozmawiać nawet...
-Dlatego musisz zrobić coś super. Pokaż, że Ci zależy. Zwykłe "przepraszam" nie sprawi, że będzie dobrze...
-Ale co?
-Inaczej... Kochasz ją?
-Najbardziej na świecie.
-Zależy ci na niej?
-Jak na nikim innym.
-Skoro tak to wiesz co już masz zrobić. Ross chwile myślał i szybko skierował się do wyjścia.
-Ross..!
-Tak?
-Ave pacan! - zaśmiała sie, a ona zasalutował i wybiegł.
Pozostało mu załatwić parę rzeczy. Line, gumę do żucia, trochę spinaczy, palnik i duży balon...
Tylko gdzie kupić palnik?
____________________________
Kolejny i przed ostani rozdział. Yey! Jestem chora. Dostałam mandat i z piłki w tył głowy. Super nie?
Dzwonić po karetkę... Albo wiecie co sprawi, że poczuje się lepiej? Komentarze...
:D
Do napisania :*

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 18 " Ważniejszy jest teraz dzidziuś.."


-Ross... - zaczęła. Chłopak szybko do niej podbiegł. 
-Co się stało kochanie? - zapytał przyjęty. Dziewczyna podała mu test. 
-Nie mogę jechać...

Laura rozpłakała się na dobre.
-Oj kochanie... Nie płacz... To tylko jakaś głupia uczelnia... Ważniejszy jest teraz dzidziuś.. - przytulił ją. Gdy tak ją tulił wielce przejęty, w międzyczasie porozumiewawczo mrugnął do Calum'a.
-Nie jesteś zły?
-Nie... No co ty? Cieszę się...
-Serio?
-Mhm....
Uśmiechnięta Laura wyszła z pokoju, zostawiając samego Ross'a i Calum'a.
-Stary.... Co zrobisz jak minie te 9 miesięcy, a Laura nie urodzi? Nawet jej brzuch nie urośnie...
-Ja... Coś wymyśle... Możemy powiedzieć, że to błąd testu. - powiedział spokojnie Ross.
-No nie wiem...
-Będzie dobrze... Laura nie wyjedzie... Nie będziemy mieli dziecka...  I wszystko będzie po staremu... Zobaczysz...

Od tego czasu minęło 3 miesiące. 3 nieszczęsne miesiąca w kłamstwie i poczuciu winy. Przez ten czas nasza Raura zdążyła zamieszkać razem.
Laura właśnie siedziała na kanapie i jak codzień głaskała się po brzuchu. Zaś Ross siedział na przeciwko i patrzy na nią zmartwiony.
-Ross...?
-Tak?
-Idę dzisiaj do lekarza i...
-Co?!
-No tak. I chciałam się cb zapytać czy chcesz poznać płeć dziecka?
-Ale... Przecież... Lau kochanie czemu tak szybko? - powiedział spanikowany.
-Szybko? Ross to jest 3 miesiąc... Nie jest za szybko... Chodź już do samochodu - powiedziała i wyszła. Przez całą drogę do lekarza Ross próbował i błagał, żeby odpuściła sobie badania... Bez skutku...
Czyli to dzisiaj... To dzisiaj Laura dowie się okropnej prawdy...

Weszła do gabinetu. On powiedział, że poczęka na korytarzu, ponieważ boi się stetoskopu. Głupie? Ale podziałało...
Minęło pół godziny...
Wyszła cała zapłakana. Trzęsła się. Podszedł do niej i ją bez słowa przytulił. - Ja... Nie rozumiem co się stało? Przecież... Sam widziałaś test...
-Przepraszam Lau... Ja...
-Nie Ross... To nie twoja wina... To pewnie prdes ten test... Błagam... Wracajmy do domu...  - poszła załamana do samochodu. On zaś w duchu się cieszył.
Chociaż jego serce pękło za każdym razem kiedy jedna jej łza spływała po policzku.

-------------------------------

W KOŃCU!
Ludzie! Szkoła co nie? :d kto się cieszy
Wszyscy!
Gówno prawda...
Do jakiej szkoły?
A walić to...
Jak wam minęły wakacje? :d

Za wszystkie błędy przepraszam, ale siedzę u lekarza i tak sb pisze :d
Do napisania :*

środa, 22 kwietnia 2015

Zwiastun rozdziału 17

*

Ross szykował się właśnie na wyścig w 250. Był właśnie w trakcie prostowania kierownicy, kiedy do garażu weszła Laura.
-Hej mistrzu, denerwujesz się? - spytała podchodząc do niego. Ross odłożył klucz francuski i wytarł brudną twarz od oleju w ręcznik.
-Trochę. To będzie pierwszy wyścig od paru lat. - westchnął.
-Napewno pójdzie ci świetnie. Napewno lepiej niż mi - zaśmiała się.
-Ty byś bez problemu wygrała, gdyby nie Maia.
-Dobra, nie ważne. Już jest wszystko okey tak?
-Owszem - powiedział i pocałował ją czule w usta.
-ZAWODNIKÓW PROSIMY O USTAWIENIE SIĘ NA LINI STARTU! - rozbrzmiał głos z głośników.
-To ja już lecę. - powiedział między pocałunkami, ale nie przestał całować Laury.
-To leć. - powiedziała, ale również nie przestała całować Ross'a.
-Nie, serio idę. - powiedział, ale wciąż nie oderwał się od dziewczyny.
-No okey. - rzekła i przerwała pocałunek.

Tak naprawdę... To jest początek rozdziału... Bo weszłam i się okazało, że coś tu już było. A nie chce zaniedbywać bloga..także, no.

I niech Panda ma cię w opiece! ;*

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 17 "Ukrywasz jakiegoś kochanka?"

*Parę tygodni później*

Ross szykował się właśnie na wyścig w 250. Był właśnie w trakcie prostowania kierownicy, kiedy do garażu weszła Laura.
-Hej mistrzu, denerwujesz się? - spytała podchodząc do niego. Ross odłożył klucz francuski i wytarł brudną twarz od oleju w ręcznik.
-Trochę. To będzie pierwszy wyścig od paru lat. - westchnął.
-Napewno pójdzie ci świetnie. Napewno lepiej niż mi - zaśmiała się.
-Ty byś bez problemu wygrała, gdyby nie Maia.
-Dobra, nie ważne. Już jest wszystko okey tak?
-Owszem - powiedział i pocałował ją czule w usta.
-ZAWODNIKÓW PROSIMY O USTAWIENIE SIĘ NA LINI STARTU! - rozbrzmiał głos z głośników.
-To ja już lecę. - powiedział między pocałunkami, ale nie przestał całować Laury.
-To leć. - powiedziała, ale również nie przestała całować Ross'a.
-Nie, serio idę. - powiedział, ale wciąż nie oderwał się od dziewczyny.
-No okey. - rzekła i przerwała pocałunek.

Jak się okazało Ross wygrał wyścig, co jest nie bywałe, bo w końcu to był jego pierwszy od czasów wypadku. Z tej okazji Lynch'owie, wraz z siostrami Marano oraz Julie idą świętować wygraną na plaży.
-Ahh, plaża... To gdzie się rozkładamy? - spytała Laura.
-Na palmie! - krzyknął wesoło Rocky.
-To może pod palmą? - zasugerowała Julie. Tak jak powiedziała blondynka tak zrobili. Rocky udał, że się obraża i sam wszedł na palmę.
Dziewczyny rozebrały się i zostały w samym bikini. Laura leżała spokojnie i się opalała, kiedy poczuła zimne kropelki spadające na jej ciało.
-Pada? - spytała nie otwierając oczu. Po chwili ktoś przyjechał mokrym palcem po jej brzuchu. Od materiału stanika, po same majtki. Przeszły ją dreszcze. Otworzyła oczy.
-Rooohooss. - zaśmiała się. Blondyn posłał jej szeroki uśmiech i wziął ją na ręce, kierując się w stronę morza.
-Nie no kochanie błagam, ja nie chce.
-Cii... Spokojnie śliczności.
-Nie, serio. Ross przestań. - rozkazała brunetka, ale blondyn jakby był głuchy na jej wołania. Był już w wodzie po pas.
-Rossy.... No weź mnie nie wrzucaj. - poprosiła, a chłopak szelmowsko się uśmiechnął, po czym wpił się w jej usta. Całowali się namiętnie, a z każdą chwilą Ross pogłębiał pocałunki. Nagle dziewczyna pisnęła chłopakowi w usta, bowiem blondyn kucnął z Laurą na rękach tym samym zanurzając ich w wodzie.
-A prosiłam. - westchnęła brunetka nadal będąc na rękach ukochanego.
-Prosiłaś, żebym cie nie wrzucał. Nie wrzuciłem. - oboje się zaśmiali. Byli poprostu szczęśliwi.

Siedzieli w pokoju Laury i przegladali jej rodzinny album.
-O mój!HAHAHA. To byłaś ty?! O ja wale. - śmiał się Ross w niebo głosy, a razem z nim Laura.
-Tak. Miałam wtedy z... 8 lat?
-Ale byłaś słodka.
-Co? A teraz nie jestem?
-Teraz jesteś naj i prze seksowna.
-Tak? - mruknęła i już chciała go pocałować kiedy do jej pokoju weszła Pani Marano.
-Kochanie ja... Ou! Przeszkodziłam? - zapytała przejęta.
-Nie, jest spoko. - uśmiechnęła się Laura. - To dobrze - odetchnęła z ulgą. - Przyszedł list do ciebie. Z tego co wiem to jest z.... Cambridge.
-Z Cambridge?! - krzyknęła i szybko otworzyła list.
-Pani Marano bla bla bla... Dziękujemy, że wybrała pani naszą bla bla bla. Gratulujemy, dostała się Pani!! Aaa! Dostałam się! Przyjęli mnie! - krzyknęła szczęśliwa.
-Ale czekaj. Ja chyba w temacie nie jestem. - dał o sobie znać Ross.
-A... Bo widzisz. Za nim was jeszcze poznałam złożyłam podanie do Cambridge. Tam jest drugi po Oxfordzie najlepszy uniwersytet. Dostałam się.
-No...ale dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?
-To może ją was zostawię. Gratuluję. Jestem z ciebie taka dumna. - szepnęła Ellen i cichaczem wyszła z pokoju.
-Bo... Tak szczerze... Nie myślałam, że się dostane.
-Dobrze. Rozumiem Cię i gratulacje.
-Nie jesteś zły? - zapytała nie pewnie.
-Nie... Jestem z ciebie dumny. Trochę smutny, ale dumny.
-Kocham cie. - przytuliła się do jego torsu.
-I ja ciebie, mała.

Ross szedł szybkim krokiem przez ulicę Los Angeles. Szedł tak szybko, że biedny Calum nie mógł go dogonić. Nagle Ross zauważył jak jakaś dziewczyna wychodzi z apteki, a do torebki chowa test ciążowy. W jego głowie zaświeciła się żarówka. Momentalnie zatrzymał się przez co Calum wpadł na niego.
-Co ty odwalasz?- spytał się rudy masując obolałą pupę.
-Nie pozwolę jej odejść. - powiedział i pobiegł w stronę nieznajomej.
-Przepraszam. Jest pani w ciąży? - spytał prosto z mostu jakieś blondynki.
-Em... No chyba...
-Oddała by mi pani później ten test?
-A co? Chcesz kogoś wrobić w dzieciaka? Zazwyczaj laski tak robią.
-To jak będzie? - spytał już nie cierpliwy. - Zgoda. Ale tylko dlatego, że nie złe ciacho z ciebie.

Dziewczyna oddała mu test, który wyszedł pozytywny.
-Dobra. Masz test jakieś laski w ciąży. No i?
-Zobaczysz. - powiedział i zadzwonił dzwonkiem. Otworzyła mu Laura.
-Cześć kochanie. Nie spodziewałam się ciebie. Hej Cal. - uśmiechnęła się do chłopaków, którzy odwzajemnili gest. Calum wszedł i przybił Laurze żółwika, zaś Ross cmoknął ją w policzek.
-A co? Ukrywasz jakiegoś kochanka? - spytał podejrzliwie, chodź w oczach miał rozbawienie.
-Oczywiście. Zdradzam cie z Calum'em. - zaśmiała się.
-Ej! Lau. To miał być nasz sekret. - powiedział poważnie rudzielec.
-Ty ruda ośmiornico!
-Dobra dobra. Chcecie herbaty lub cuś. - przerwała Laura, gdyż wiedziała, że ze strony Ross'a mogło dojść do rękoczynu.
-Herbaty... Ale ja zrobię. - powiedział szybko Cal.
-Nie no co ty. - szła już do kuchni, ale została porwana w ramiona przez swojego chłopaka.
-Skarbie! Tak dawno cie nie widziałem.
-Parę sekund temu?
-Dla mnie to jak cała wieczność.
-Puść, musze zrobić herbaty.
-Ja zrobię. - odezwał się Calum.
-Naprawdę nie...
-Jak chce to niech robi. Przyda się chłopak. - przerwał jej Ross. Zrezygnowana udała się do pokoju.
Po chwili wrócił rudy z 3 kubkami.
-To dla mnie. Dla Ross'a. I dla ciebie.
-A dlaczego moja jest jakaś taka... zielona? - spytała, po czym powąchała kubek.
-Bo... miętowa! No proszę Lau wypij. Naprawdę się starałem zrobić ci idealną herbatę. Chciałem się wykazać, a ten blond-bakłażan mnie nigdy nie docenia. - zaczął płakać, że aż Laura wypiła całą herbatę duszkiem.
Po chwili brunetka strasznie zbladła i pędem pobiegła do łazienki zwymiotować. W tym samym czasie rudy przestał płakać. Podszedł do blondyna i przybił mu żółwika.
-Wszystko idzie zgodnie z planem. - uśmiechnął się Ross.
-A gdzie jest...?
-Na umywalce.
-Ale kiedy ty...?
-Lynch potrafi.
-A... Już nie mam pytań. - zrezygnował rudzielec. W tej chwili z łazienki wyszła przerażona Laura.
-Ross... - zaczęła. Chłopak szybko do niej podbiegł.
-Co się stało kochanie? - zapytał przyjęty. Dziewczyna podała mu test.
-Nie mogę jechać...

_________________________________

Ej ludzie! Jakie jaja. Ciekawe co bd dalej xd ja nw. Serio! Cały ten blog jak i drugi to jeden wielki spontan. Xd a to z Cambridge mi się przyśniło.

Spadam na majówkę! I wam też życzę udanej ;P

PANDA PATRZY! ;*

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 16 " A jak ładnie ci się od nich oczy świecą."

Nasi bohaterowie spędzali właśnie noc, w grocie za wodospadem. Jako iż Laura z Ross'em wpadli do stawu było im jeszcze bardziej zimno od pozostałych. Brunetka starała się zasnąć, co z trudem jej przychodziło. Gdy już w końcu powoli zapadała w sen, ponownie się przebudziła. A raczej ktoś.
-Ross? Co ty robisz? - spytała dziewczyna blondyna, który próbował wejść w jej śpiwór.
-Ja? Nic... Śpij dalej, kochanie. - wyszczerzył się do niej.
-Nie... Ja pójdę się przejść.- rzekła poczym wstała, dając swojemu chłopakowi wolne miejsce.
-Co?! A jak się zgubisz?- spytał z  wyczuwalną troską. Dziewczyna tylko zaśmiała się pod nosem i pocałowała Ross'a w czoło.
-Spokojnie. Jestem dużą dziewczynką, tak? - powiedziała. Chłopak nieco się uspokoił.

Dziewczyna siedziała nad stawem. Chciała w spokoju pomyśleć. Pomyśleć nad jej związkiem z Ross'em. Czuła, że nareszcie znalazła tego jedynego. Przy nim czuła się niesamowicie. I jeszcze Ci zwariowani ludzie, których może nazywać przyjaciółmi.
Było bardzo ciemno. Jedynie blask księżyca, który odbijał się w wodzie, dawał Laurze poczucie spokoju i pewnego rodzaju bezpieczeństwa. Nagle dziewczyna poczuła, że ktoś ją przytula od tyłu, przez co trochę się wzdrygnęła.
-Spokojnie, to tylko ja. - powiedział Ross, dalej przytulony do jej pleców. Ucałował delikatnie jej ucho, szyję i ramię.
-Czemu nie śpisz? - spytała nie odwracając głowy. Chłopak natomiast oparł brodę o jej ramię.
-Mógłbym zapytać cie o to samo. Martwiłem się o ciebie. Długo nie wracałaś. - powiedział spoglądając na nią.
-Przepraszam, porostu to miejsce jest takie niesamowite. Zasiedziałam się. - Laura czując wzrok Ross'a na sobie, również odwróciła głowę, dzięki czemu ich nosy się spotkały. Spoglądali sobie głęboko w oczy. Blondyn nie mógł już dłużej wytrzymać. Zamknął oczy i przybliżył twarz do twarzy brunetki. Niestety nie poczuł ust Laury. Zdziwiony otworzył oczy, jednak po chwili ponownie je zamknął, gdyż dziewczyna ochlapała go wodą ze stawu.
-Tak chcesz się bawić?! Czekaj, mała, ja ci dam!! - krzyknął rozbawiony. Zerwał się na równe nogi i zaczął gonić dziewczynę. Brunetka również się śmiała jak opętana. Laura schowała się za drzewem. Po chwili wychyliła głowę, jednak nie zobaczyła nigdzie Ross'a.
-Ross? - spytała wychodząc zza drzewa.
Nie było po nim nawet śladu. Nagle ktoś chwycił ją w pasie (znowu) i obkręcił wokół własnej osi. Znowu można było usłyszeć śmiech. Po chwili blondyn stracił równowagę i razem z dziewczyną upadli na trawę. Teraz Laura leżała na chłopaku. Brunetka chciała złożyć na ustach Ross'a pocałunek, jednak coś przykuło jej uwagę. Mały świecący punkt, który unosił się nad ziemią. Po chwili kolejny. I jeszcze jeden. Było coraz więcej tych małych punktów. Wyglądało to jakby gwiazdy zleciały na ziemię. Teraz cała polana mieniła się żółtym światłem. Jedna gwiazda podleciała bliżej naszej pary.
-Wow! Świetliki! - zachwyciła się dziewczyna i wstała z Ross'a. - Pięknie to wygląda, prawda? - rzekła nie ukrywając zachwytu.
-Nie tak pięknie jak ty. - uśmiechnął się Ross i przyciągnął do siebie dziewczynę. Spojrzał jej w oczy i mocniej objal w pasie, by po chwili wpić jej się w usta. Teraz całowali się w świetle księżyca, a dookoła latały świetliki.

Riker obudził się w środku nocy. Rozejrzał się. Julie spała obok z lekkim uśmiechem na ustach. Na ten widok blondyn również się uśmiechnął i odgarnął włosy wchodzące jej w oczy.
Oderwał od niej wzrok i ponownie się rozejrzał. Nie było jego młodszego brata i Laury. Zdziwiony spojrzał na wyjście z groty. Dostrzegł jakieś światła. Pomyślał, że to może światła samochodu. Szybko wyszedł sprawdzić co się dzieje. Zaniemówił. Wrócił znowu do jaskini.
-Hej. Julie, obudź się.- poszturchał ją lekko w ramię.
-Co się dzieje? - spytała zaspanym głosem.
-Chodź, coś ci pokaże. -uśmiechnął się tajemniczo.
-A nie może to poczekać do jutra? - spytała i chciała się ponownie położyć, ale Riker skutecznie jej to uniemożliwił. Podniósł dziewczynę i wyszedł.
-Riker, no puść! Co jest takie ważne, że nie może pocze... Wow! - wyrwało się blondynce.
-Nadal chcesz czekać do jutra? - spytał rozbawiony.
-Wiesz... Spać mogę po drodze, nie? - zaśmiała się. - Wow. Ale one są piękne.
-A jak ładnie ci się od nich oczy świecą. - powiedział patrząc jej we wspomniane miejsce. - Mogę prosić? - spytał wyciągając do niej rękę. Dziewczyna zaśmiała się i podała mu dłoń.
-Ale Rik, nie ma...
- Teardrops in your hazel eyes
I can't believe I made you cry
It feels so long...
-Muzyki. - dokończyła dziewczyna. Teraz tańczyli wtuleni w siebie w świetle latających świetlików.

_________________________________

Siedzę sobie teraz na balkonie. Xd
W każdym razie. Pewnie słyszeliście, że Rubi odchodzi. Mnie też się to nie podoba. NAWET BARDZO! Ja naprawdę się starałam zatrzymać... T-T
A teraz na poprawę humoru.

-Romeo, dlaczego ty jesteś Romeo.
A Romeo na to;
-Bo tak mnie stara nazwała.

Morał jest to taki: faceci potrafią zniszczyć każdą romantyczną chwile ;P

Spadam.... Znaczy nie z balkonu... Egh..

Niech pandzia moc bd z wami! ;*

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 15 " Nie mogę jej trzymać do góry nogami, bo nogi mam na kierownicy"

Parę dni od ostatnich wydarzeń, dużo się nie działo. Nasi bohaterowie postanowili spędzić całą paczką dzień ma plaży.
-Wszyscy są gotowi? Świetnie! - krzyknął lekko zdenerwowany Rocky.
-A kto prowadzi?
-Ja! - krzyknęła wesoła Rydel.
-Lepiej nie... Ostatnio jak prowadziłaś to z godzinę staliśmy na światłach, bo ty czekałaś na różowe. - powiedział z wyrzutem Ell.
-To może ja? - pytanie padło od Rocky'ego.
-Nie! Ty trzymasz hamulec w bagażniku! - krzyknął przerażony Ratliff.
-Ja! I koniec gadania! - krzyknął Riker, a wszyscy jak potulne owieczki wsiedli do dość sporego auta.

Zbliżał się wieczór. Było coraz ciemnej i coraz chłodniej. Całe towarzystwo spało, oprócz pewnej dwójki.
-W prawo laleczko Barbie!- krzyknęła wściekła Julie. Dziewczyna siedziała na miejscu pasażera i trzymała w dłoniach mapę.
-A ja Ci mowie, że nie! W lewo. Ty... blondyneczko, o! - zaśmiał się Riker.
-Ty też jesteś blondyneczką! -
-1:0 dla Julie. - powiedział Rocky i ponownie zasnął.
-Milcz bracie! A ty oddaj tą mapę. - krzyknął chłopak i wyrwał dziewczynie mapę. Podczas studiowania mapy, zawiesił swoje stopy na kierownicy... Kierując.
-Riker zabijesz nas! I trzymasz mapę do góry nogami. - krzyknęła przerażona Julie.
-Nie mogę jej trzymać do góry nogami, bo nogi mam na kierownicy - prychnął - Czego uczą w tych szkołach. - zapytał sam siebie, kręcąc niedowierzająco głową.
-Zauważ, że jesteśmy w tym samym wieku! - ponowny krzyk brunetki.
-2:0 dla Julie.
-Rocky..... AAAAAAA...

Raura sobie słodko spała na siedzeniach z tyłu. Laura miała opartą głowę o tors chłopaka, dzięki czemu mogła doskonale słyszeć bicie jego serca. Ross zaś obejmował ją jedną ręką w pasie, zaś drugą miał splecioną z dłonią brunetki.
Po chwili Laura się obudziła. Rozejrzała się dookoła. Jednak, że na zewnątrz było ciemną, mało co zobaczyła.
-Ross obudź się. - powiedziała Laura, lekko szarpiąc swojego chłopaka za ramię.
-Co jest? Dojechaliśmy? - spytał zaspanym głosem, poczym ziewnął.
-No chyba, raczej tak. Nikogo w samochodzie nie ma, więc...
-Nie ma ich, bo jest apokalipsa zombie! - przerwał jej w połowie zdania.
-Nie...? Raczej....
-Porwali ich kosmici i teraz przeprowadzają na nich serię bolesnych eksperymentów! - znowu to samo.
-Co?! Nie, pewnie...
-Jakiś psychopata z obory z piłą łańcuchową i takim hakiem i ich mmmm... - tym razem Laura mu przerwała namiętnym pocałunkiem.
-Ej Raura chodźcie coś zobaczycie.- krzyknął ktoś. Niestety para nie mogła zidentyfikować kto do nich mówił. Po pierwsze, byli w samochodzie. Po drugie, całowali się.
-Dobra, starczy. Trzeba zobaczyć to "coś"-powiedziała Laura i poklepała blondyna po torsie. Z chwilą, gdy para otwierała drzwi samochodu, Vanessa. krzyknęła.
-Tylko uważajcie jak będziecie wychodzić, bo nasz samochód jest w.... stawie. - dokończyła, kiedy Raura była już w wodzie.

Jak się okazało ten staw był płytki, ale też duży <bez sensu zdanie xd> Znajdował się on u stóp wodospadu. Za wodospadem ukryta była jaskinia, którą znaleźli nasi bohaterowie. Chłopcy rozpalili ognisko, a dziewczyny wyciągnęły cały ich ekwipunek z bagażnika samochodu.
-Dobra. Koce jakieś są. Ręczniki też. Jakieś żarło? - spytała Rydel.
-Ja mam gumę do żucia i jakieś 3 centy i... Ooouuu... Guzik! - krzyknął szczęśliwy Ellighton.
-Ta... Ja mam jakieś cukierki i... Prezerwatywe. - powiedział Ross, a ostatnie słowo wręcz wymamrotał.
-Co?  Cukierki i co jeszcze? - spytała niczego nie świadoma Laura.
-Em... Gumkę... Do żucia. -  odpowiedział na wzrok swojej dziewczyny.
-No nic. Będziemy musieli jakoś przetrwać tę jedną noc.... -westchnęła Van.

_________________________________
Cześć i czołem, Goffry z rosołem!

Drogie pandy! Przepraszam, że mnie tak długo nie było. Sama nw może straciłam wene? Chociaż z drugiej strony mogłam was jakoś zawiadomić nie? Mam nadzieje, że mi wybaczycie. A teraz moja obiecana historyjka z morałem.

Zaraz po sql, ja i moja przyjaciółka, poszliśmy na ciasteczko. Usiadłyśmy sobie w parku na ławeczce z pudełkiem czekoladowych ciasteczek. Po chwili podszedł do nas gołąb. No więc rzuciłam mu kawałek. Potem kolejny raz i kolejny itd. Po chwili zaczął tak dziwnie... Skrzeczeć? My tak patrzymy, a tam kurde całe stado leci na nas! Jakieś gołębie, szare, białe, brązowe, nawet mewy. Wszystkie usiadły i się gapią. To ja się tak ich pytam <czego?> a te wredoty wystartowały. To było takie głośne, że się zlękłam i upuściłam pudełko. Wszystkie ptactwo jakie tam było zjadło nam ciasteczka.

Morał z tego taki. Jedz ciasteczka w jakimś pomieszczeniu!

Niech pandzia moc będzie z wami! ;*

niedziela, 8 marca 2015

Drugi blog!

Nie dawno założyłam nowego bloga. Tu łapać linka <nocniczek>

Niedługo powinien pojawić się rozdział.

Do napisania ;*